viadelcampo15

Polska

SCRIVIMI

email

Mi chiamo Krzysztof Wrona, classe 1968. Sono vissuto in Italia per 13 anni (dal 1988 a 1994 e dal 1996 fino a 2003), 8 a Roma e 5 vicino Orvieto. Dal 2003 sono di nuovo in Polonia. Da un anno studio alla facoltą di filologia italiana a Wroclaw (Polonia).
Fin'oggi ho tradotto in polacco due canzoni di Fabrizio, cercando di mantenere il ritmo e le rime, tant'é vero che le canto pure, accompaniandomi con la chitarra (anche se non sono un gran chitarrista :)).
Mi farebbe un gran piacere poter contribuire al vostro sito dedicato a De André, con le mie traduzioni. In Polonia riesco far sentire le poesie di Faber solo a pochi amici pił stretti, ma le mie traduzioni sono piaciute parecchio ed č gente che se ne intende di queste cose.
Aleggo sotto i testi in polacco di "Testamento di Tito" e "Dolcenera".
Il 15/5 aggiunti Marinella e Via del campo. Ciao!
Altre ne sono arrivate.... (walter)

 

WOJNA PIERA (POD ZBOŻA ŁANEM)
La guerra di Piero
                                                                           Agnieszce
Pod zboża łanem śpisz pogrzebany
nie są to róże, nie są tulipany
tysiąc tam w rowach, w świergocie ptaków
czuwa nad tobą czerwonych maków.

„Potokiem moim chcę, by spływały
iskrząc się w nurcie pstrągi srebrzyste,
by wody znowu były przejrzyste
i trupów żołnierzy nie kołysały".

Zima wciąż trwała, gdy tak mówiłeś,
lecz w stronę piekła, jak inni ruszyłeś
ponury idziesz krokiem rekruta,
wiatr szydząc śniegiem w twarz ci spluwa.

Nie idź tam Piero, zawróć swe kroki
posłuchaj tylko wiatr niesie głosy
poległych, co ścielą bitewne pole
krzyż dostał w zamian, kto życie dał swoje.

Nie usłyszałeś go w ten czas mroczny,
dni wirowały, jak walczyk skoczny
przyszło ci w końcu przekroczyć granicę
w dniu pełnym słońca, w wiosny rozkwicie.

A na ramieniu twym dusza tańczyła,
gdy się przed tobą otwarła dolina
widzisz człowieka, on podobny tobie,
lecz mundur jego jest w innym kolorze.

Za spust pociągnij, przeładuj Piero
i nie przestawaj strzelać do niego,
aż martwe ciało jego padając
przesłoni ziemię krwią zachlapaną.                                 

I jeśli strzelisz mu w serce lub w głowę
zdąży jedynie wyzionąć ducha,
nim się po niego zgłosi kostucha
ja śmierci w oczach człowieka spojrzę.

Kiedy tak stoisz, on się obraca
teraz cię widzi i strach go ogarnia
on nie podziela twej ostrożności
i za broń chwyta wbrew uprzejmości.

Padłeś na ziemię bez słowa skargi,
a świat pociemniał ci przed oczyma
pojąłeś, że czasu już będzie zbyt mało,
by wszystkie swe winy zdążyć wyznać śmiało.

Padłeś na ziemię bez słowa skargi,
a świat pociemniał ci przed oczyma
pojąłeś, że życie twe kończy się marnie,
i że w dniu tym zgaśnie nieodwołalnie.

Marie maleńka, by umrzeć w maju
odwagi trzeba mieć ponad miarę
Marie najdroższa, prosto do piekła
Ruszyć bym wolał, gdy zima wściekła.

Nad tobą kłosy się cicho kładły
w dłoniach ściśniętych uwiązł karabin
w gardle ściśniętym uwięzły słowa
lód, co go słońce stopić nie zdoła.

Pod zboża łanem śpisz pogrzebany
nie są to róże, nie są tulipany
tysiąc tam w rowach, w świergocie ptaków
czuwa nad tobą czerwonych maków.
 

 

KAROL MŁOT WRACA Z BITWY POD POITIERS
CARLO MARTELLO RITORNA DALLA BATTAGLIA DI POITIERS  

                                                                                                         Gośce
Król Karol powracał z wojny srogiej,
a skronie jego zdobił zwycięstwa dumny laur,
lśni zbroja ciężka Jego Wysokości
triumf święci władca Franków w upalnej wiosny czas.

Czerwono barwi się na hełmie kita
schlapana krwią książęcą i Maura rudą krwią,
lecz bardziej Karolowi doskwierają
niźli bojowe rany ognie cielesnych żądz.

"O ile chwały, sławy pożądanie
i honor syci wojny uprawianie
nie daje ci jednak ni chwili na zwykłe kochanie.

A kto przed wyjazdem wybrance swej lubej
cnoty pas kładzie, aj, to na swoją zgubę,
bo przecież w bitwy ferworze kluczyk zgubić może".

Biadoląc król chrześcijan tak się żali,
a w koło kwitną kwiaty, pochyla zboże kłos
i w lustrze zaszczyconego zdroju
ten co Morysków pobił, odbija się waleczny mąż.

Lecz oto, w zwierciadle jasnym źródła
zjawia się wizja cudna, różanej Wenus wdzięk,
i w burzy warkoczy rozpuszczonych
w kosmyków złotym gąszczu, jędrna się jawi pierś.

"Nigdy piękniejszej rzeczy nie widziałem
nigdy pączuszka słodszego nie zerwałem"
– rzekł król Karol w pośpiechu z wierzchowca zsiadając.

"Ach, mój rycerzu, nie zbliżaj się, panie,
gasi już pragnienie innego me oddanie,
konia napoić racz raczej na innej polanie".

Odprawą tak gwałtowną zaskoczony
i w uczuciach zraniony, jak wryty Karol tkwi,
lecz głód był jeszcze sroższy od żałości
i władca wyposzczony hełm ściągnął raz, dwa, trzy.
To była tajna broń jego ukryta,
a Karol ją stosował, gdy zawiódł każdy plan,
ujrzało hoże dziewczę nos czerwony
kozła rozpromieniony pysk, Miłościwy go miał Pan.

"Gdybyś ty nie był mym władcą i panem
– Karol miecz wielki odpina, spocony –
pokusie bym nagłej uległa, by zwiać, jak najdalej,

Będąc mym jednak wodzem zasłużonym
– Karol rynsztunek szarpie pokręcony –
muszę bez wstydu poświęcić mój wianek różowy".

Karol jeźdźcem był i świetnym ujeżdżaczem
i również w tej sytuacji kunsztu wykazał moc
i akt ten konkludując sprawnie
niepewnie za łęk łapie, rumaka dosiąść chcąc.

Tu chyżo dziewczyna go dopada
rachunek mu przedkłada, choć to jej przecie pan:
"Ach, tylko boście królem, Sire,
talarów pięć w tę chwilę, promocję dzisiaj mam". 

"Czy to być może, przy mym całym męstwie,
że w popieprzonym  tym moim królestwie
wszystko pogrążyć się musi w powszechnym kurestwie,

A jeśli chodzi o stawkę wspominam,
że nim wyruszył na wojnę to było
niecałe talary trzy lub drobny bilon".

Po słowach tych, jak łajdak się zachował
Lwim skokiem opanował wierzchowca swego grzbiet,
niemiłosiernie chłoszcząc go jak osła
w zarośla bzu i pnącza, król niczym królik pierzchł.

Król Karol powracał z wojny srogiej,
a skronie jego zdobił zwycięstwa dumny laur,
lśni zbroja Jego Królewskiej Mości
triumf święci władca Franków w upalnej wiosny czas.

 

 

Ballada o ślepej miłości (lub o próżności)  
La ballata dell'amore cieco (o della vanitą)           
tekst: Fabrizio De André

Raz człowiek prawy, człowiek zacny
tralalalalla  tralalalaleru
w pannie zadurzy się bez pamięci,
która pokochać go nie miała chęci.

„Jutro masz przynieść"- tak mu mówiła.
tralalalalla  tralalalaleru
„Jutro masz przynieść"- tak mu mówiła-
„serce twojej matki, bym je psom rzuciła".

Poszedł i zabił matkę swoją
tralalalalla  tralalalaleru
i serce z piersi wyrwał jej,
aby ofiarować je wybrance swej.

Lecz nie o serce tutaj chodziło
tralalalalla  tralalalaleru
tej potworności mało jej było,
by ślepą jego miłość czyniło jej miłą.

Rzekła mu zatem:-„Jeśli tak kochasz"
tralalalalla  tralalalaleru
Rzekła mu zatem:-„Jeśli tak kochasz,
podetnij sobie żyły i przeguby mi pokaż".

On ostrym nożem przeciął swe żyły
tralalalalla  tralalalaleru
i kiedy jeszcze krwią broczyły,
przed jej oblicze wrócił, choć tracił już siły.

Wtedy mu rzekła, głośno się śmiejąc
tralalalalla  tralalalaleru
świetnie się bawiąc, gdy patrzył na nią:
„Śmierć będzie próba twoją ostatnią".

Gdy krew uchodząc wolno ciemniała
i już bezmierny ciężar był powiek,
Próżność oziębła się radowała
z miłości do niej zabił się człowiek.

Skądś nagle powiał wiatr łagodny
tralalalalla  tralalalaleru
a strach ogarnął jej umysł chłodny,
gdy na twarzy trupa ujrzała uśmiech pogodny.

Jak mógł tak umrzeć, taki szczęśliwy,
względy i miłość ją opuściły,
zszedł zakochany, bez wzajemności,
jej zaś pozostały sucha krew i kości.
 

Rybak             
(Il pescatore)                                                             
Tekst: Fabrizio De Andre'


W cieniu gdy słońce zachodziło,
uciął sobie drzemkę rybak miłą,
a twarz mu bruzda przecinała,
uśmiechem słodkim się zdawała.

Dotarł na plażę wtem morderca,
oczy miał wielkie, oczy dziecka,
oczy ogromne z przerażenia,
były zwierciadłem potępienia.

Rzekł do starego:„Daj mi chleba,
czasu mam mało, a głód doskwiera",
rzekł do starego:„Ja zabiłem,
daj mi pragnienie ugasić winem".

Zagrało słońce w starych oczach,
rybak się nawet nie rozglądał,
lecz nalał wina , ułamał chleba,
bo ktoś z pragnienia i głodu omdlewał.

I krótka była chwila wytchnienia,
dla zbiega co na zachód zmierzał,
wichrem targany jak lot ptaka,
hen za plecami miał rybaka.

Hen za plecami miał rybaka,
a bólem pamięć już się stała,
gorycz, że los zły się wypełnił
w mroku tej bramy, w wiosny w pełni.

Żandarmi nagle się zjawili,
na koniach uzbrojone zbiry,
pytać zaczęli wnet starego,
czy może tu nie widział czego.

Lecz, gdy już słońce zachodziło,
uciął sobie drzemkę rybak miłą,
a twarz mu bruzda przecinała,
uśmiechem słodkim się zdawała.
 

 

La canzone di Marinella (Piosenka  Marinelli)
muzyka i słowa: Fabrizio De André
tłumaczenie: Krzysztof Wrona
                                                                                                               Marcie   


Dzisiaj opowiem wam o Marinelli
co ją porwały wiosną fale rzeki,
lecz wiatr który zobaczył jak jest piękna
uniósł z topieli ją prosto do nieba.

Nie znałaś bólu w swojej samotności
i nie marzyłaś nawet o miłości,
gdy książę bez korony i bez dworu
po trzykroć zapukał w drzwi  twojego domu.

Miłosnym ogniem płaszcz jego czerwony,
biały kapelusz światłem księżycowym,
bezwiednie za nim poszłaś jak rusałka
jak chłopiec co śledzi lot swego latawca.

I lśniły w blasku słońca twoje oczy,
gdy on całował usta twe i włosy,
księżyc zaglądał w oczy twe zmęczone,
gdy on na biodrach twych złożył swe dłonie.

Uśmiechy były i było całowanie,
potem już tylko chabrów wirowanie
i modre oczy gwiazd które ujrzały
jak drżysz pod wiatru i jego pocałunkami.

Mówią że gdy do domu powracałaś,
któż wie czemu cię rzeka przywołała,
a on wracał pod drzwi twoje przez wiek cały
i walił w nie śmierci twej nie dając wiary.

Dla ciebie Marinello ta piosenka
co gwiazdę zamieszkałaś u wrót nieba
i tak jak wszystko to co najpiękniejsze
krótko jak róża kwitłaś dzień tylko jeden

i tak jak wszystko to co najpiękniejsze
krótko jak róża kwitłaś dzień tylko jeden.

 

Polna (Via del campo)

muzyka i słowa: Fabrizio De André
tłumaczenie: Krzysztof Wrona

A na Polnej za zmroku bramą
w oczach gwiazdy złotem migocą
cudnej zjawie co czarną nocą
wszystkim różę sprzedaje tę samą.

Dziecko jeszcze a na Polnej stoi
małe usta koloru rosy
tam gdzie stąpa kwiaty i kłosy
w oczach szarość ma pyłu drogi.

Stoi kurwa na polnej drodze
w oczach liściem zieleń migoce
gdy pokochać się z nią chcesz trochę
to wystarczy wziąć ją za rękę.

Wyda ci się żeś zapadł w głębię
w oczach uśmiech jej odnajdujesz
nie wierzyłeś że raju się znajduje
aż tak blisko na pierwszym piętrze.

W stronę Polnej idzie narwany
co o rękę ją pragnie prosić
i po schodach na rękach wnosić
nim znów balkon będzie otwarty.

Kochaj śmiej się gdy miłość sprzyja
gdy nie słucha to płacz donośnie
na diamentach nic nie wyrośnie
a na gnoju rodzi się kwiat.
 

 

Dolcenera (Czarnomioda)                                      a Korina
Versione polacca di
Krzysztof  Wrona

Popatrz już idzie, ach patrz jak idzie
jaka jest, jaka jest
Popatrz jak idzie, ach patrz jak idzie
to ona jest, ona jest
Popatrz jak idzie, ach patrz jak idzie
patrz jaka jest
Popatrz już idzie, ach patrz jak idzie
to ona, ona jest

Czarna która porywa,
unosi, szlaki zrywa,
czarna ta która od dawna nie zjawiła się tu
ta słodka czarna, czarna
czarna która jak fala, gdy puka drzwi wywala,
to ona  nie nudna woda
za-my-kać, za-my-kać
czarna co w jamie ciemnej,
gdzie nawet księżyc blednie,
czarna ta która zabija i pełznie wciąż dalej
jak ta losu żmija
czarna jak smutek otchłani
grobów, gdzie pochowani
nic więcej do roboty
już nie ma, już nie ma

Ale żona Anzelma
niech się o tym nie dowie,
że to dla mnie tu przyszła
gości już od godziny,
i że wątkiem jedynym
miłość jest dla miłości,
a nieba furia i błocko
nie w porę przybyły

Woda to nieproszona,
przeklęta, nie święcona,
woda zagładę niosąca, niesłona, rychła
po stopniach krocząca,
woda co ziemię chłoszcze,
tnie góry i mosty jak ostrze,
nie woda to ale rzeź
to nie deszcz, to nie deszcz
Ale żona Anzelma
w morzu sen swój zatapia,
co jak przypływ wypełnia
a odpływem opada,
tam gdzie było doliną
prześcieradło się wzdyma,
walka śliską się staje
zatracenia głębiną

Popatrz jak idzie, ach patrz jak idzie
jaka jest, jaka jest
Popatrz jak idzie, ach patrz jak idzie
to ona jest, ona jest

Woda przez dziury z nieba,
przez stropy, przez sklepienia,
woda co przez fotografie
wywoła winnych
do wyklęcia w prasie,
woda co w pas cię chwyta,
jak sieć wygarnia, wymywa,
nic więcej do zabrania
ona nie ma, nie ma
A za okien murami
nowy ranek trzeźwieje,
bitwa wreszcie skończona
a dzień chwyta za rękę,
jak ta miłość co właśnie
swym strwożona zgubieniem,
jasne w dniu tym posiadła
swoje niedopełnienie

Woda co w noc zapiła,
woda która odpływa,
która bez winny odchodzi, stopy mrozi,
płytka, w której się brodzi,
oziębła jak życia męka,
słodka, czarna obojętna,
nic więcej nie zabiera
nie ona, nie ona
Teraz żona Anzelma
czuje wodę jak znika,
lepka suknia paruje,
kark i czoło wysycha
i w tramwaju niesionym
w kosmiczne przestrzenie,
gęsia skórka wspomnieniem,
czasu ma aż za wiele
Niespełniona ta miłość,
czysta, prawdziwa, złudna,
mogła tylko się przyśnić
taka była przecudna.


Popatrz już idzie, ach patrz jak idzie
jaka jest, jaka jest
Popatrz jak idzie, ach patrz jak idzie
to ona jest, ona jest
Popatrz jak idzie, ach patrz jak idzie
patrz jaka jest
Popatrz już idzie, ach patrz jak idzie
to ona, ona jest
 

 

Il testamento di Tito
Testament dobrego łotra
(Testament Tytusa)

Versione polacca di Krzysztof  Wrona

Nie będziesz miał cudzych bogów, wbrew memu obliczu,
często dawało mi do myślenia,
mówili cudzoziemcy przybyli ze wschodu,
że różnica ta nie ma znaczenia.

Wierzyli w swego boga, innego niż Ty
nie czyniąc mi nigdy żadnej krzywdy.                               
wierzyli w swego boga, innego niż Ty
nie czyniąc mi nigdy żadnej krzywdy.
                              
Nie wzywaj imienia, Pana, Boga twego,
nie wzywaj go nadaremno,
z nożem tkwiącym w boku, wyjąc, plując krwią
w kaźni tej charczałem imię jego,

lecz może był strudzony lub czym innym zajęty
i nie wysłuchał mojej męki,
lecz może był zmęczony, może zbyt odległy,
doprawdy wzywałem go nadaremnie.

Czcij ojca swego i czcij matkę swoją,
czcij kij, którym cię karzą, bo tak trzeba,
ucałuj rękę, która nos ci złamała,
bo błagałeś ich o resztkę chleba.

Kiedy mojemu ojcu zastygło serce w piersi,
wcale nie odczuwałem boleści.                                       
kiedy mojemu ojcu zastygło serce w piersi,
wcale nie odczuwałem boleści.
                                      
Pamiętaj o tym, by dzień pański święcić,
to łatwe dla nas złodziei,
chodzenie do świątyń przepełnionych szczątkami
niewolników i ich właścicieli,

spętania unikając na stopniach ołtarzy,
jak bydło zarzynane przez lichwiarzy.                               
spętania unikając na stopniach ołtarzy,
jak bydło zarzynane przez lichwiarzy.
                               
A piąte mówi,  kraść nigdy nie będziesz,
ja może go przestrzegałem,
opróżniając po cichu wypchane  kieszenie,
bo tym którzy nakradli zabierałem,


ja dla siebie kradłem i wbrew prawu może,
gdy oni rabowali w imię boże.                                           
ja dla siebie kradłem i wbrew prawu może,
gdy oni rabowali w imię boże.
                                           
Nie dopuszczaj się czynów, które nie są czyste,
to znaczy nie trwoń nasienia,
brzemienną czyń kobietę zawsze gdy ją kochasz
a będziesz człowiekiem bożego natchnienia.

Potem chętka znika i dziecko zostaje,
głód wiele ich uśmierca, gdy nastanie,
ja może pomyliłem miłość z pożądaniem,
cierpienia wszak nie pomnażałem.

Siódme zaś mówi, abyś nie zabijał,
jeśli chcesz godnym być nieba,
popatrzcie dzisiaj na to boże prawo
po trzykroć przybite do drzewa,

jak kona ten Nazarejczyk - tutaj obok patrzcie
a złodziej nie umiera inaczej.                                                           
jak zdycha ten Nazarejczyk - tutaj obok patrzcie
a złodziej nie umiera inaczej.

Przeciw bliźniemu twemu, fałszu nie wypowiesz
pomoc im dasz w człeka umęczeniu,
choć znają na pamięć boskie przykazania
zapominają wciąż o przebaczeniu,

ja krzywoprzysięgałem na mój honor i Boga,
i sumienia mego nie przepełnia trwoga.                                        
ja krzywoprzysięgałem na mój honor i Boga,
i sumienia mego nie przepełnia trwoga.
                                        
I nie pożądaj ni domu, ni żony, ni niczego,
nic, co jest bliźniego twego,
powiedzcie to tym, żądajcie tego od tych,
co kobietę mają i coś oprócz  tego.

Ja w cudzych łóżkach od miłości ciepłych,
cierpienia nie znalazłem wcale,
wczorajsza zazdrość jeszcze nie wystygła,
dziś wieczór jak wy żyć chciałbym dalej.

Lecz teraz, gdy zmierzcha i już mrok nadchodzi
i moich oczu boleść koi,
słońce ześlizguje się hen tam za wydmy,
by gwałtem inne noce zaspokoić.

Ja człowieka tego ostatnie słysząc tchnienia,
Matko, ja doznaję cierpienia,
w rozpaczy i litości, co urazy nie zmienia,
Matko, nauczyłem się uwielbienia.
 

 

Bocca di Rosa
                (Usta Różane)

       a  Stefania

Nazywano ją Usta Różne
miłością była ,była kochaniem
nazywano ją Usta Różane
i miłość rozniecać jej było dane

Kiedy z pociągu wysiadała
na małej stacji Święty Hilary
wszyscy natychmiast się zorientowali
że to nie misjonarz przybyły z oddali
Są tacy co miłują z nudy
lub zawód taki sobie wybrali
a ona z pasją się oddawała
wiedzą to dobrze ci co ją znali

Lecz w takiej pasji łatwo przeoczyć
studząc swe żądze rozpalone
czy obiekt ów ma pożądania
serce kochliwe czy też może żonę

Nie trzeba było długo czekać
a Usta Różane się nie nudziła
by gniew gwałtowny ściągnąć na siebie
wyder co rybkę im podwędziła
Ale kumoszki z małej wioski
nieskłonne są raczej by się wychylać
ich środki prewencji się ograniczały
do takich jak plotka czy inwektywa

Wiadomo, że ludzie dają dobre rady
jak Jezus co mędrców napełniał trwogą
wiadomo, że ludzie dają dobre rady
gdy złego przykładu już dawać nie mogą

W ten oto sposób pewna stara baba
bez męża, dzieci i zimna jak żaba
sprawą zajęła się nader ochoczo
troskliwą radą służąc i pomocą
Te którym rogi przyprawiono
tymi słowami wspierała fachowo:
- Organy sprawę tą pościelową
uznają z pewnością za rozwojową

Zaraz też poszły na komisariat
i wyżaliły się bez ogródek
- Ta dziewka klientów ma już zbyt wielu
więcej niż sklepów sieci niektóre
I przyjechało czterech żandarmów
w czapkach wysokich, w czapkach z piórami
i przyjechało czterech żandarmów
w czapkach wysokich, z pistoletami
Choć czułe serce nie jest przecież                                
karabinierów mocną stroną                                           
niemrawo jakoś w stronę pociągu                                 
odprowadzali oskarżoną
              
Często gliniarze i karabinierzy
w swej służbie nie są nazbyt gorliwi                                                     
ale, że byli w galowych mundurach                                            
wnet do pociągu ją doprowadzili

A tam na stacji byli już wszyscy
oczy spłakane, odkryte głowy
a tam na stacji byli już wszyscy
zakrystian i komendant nowy

Przyszli pożegnać się z tą jedyną
która bez roszczeń, która tak skromnie
przyszli pożegnać tą jedyną
co swym kochaniem dzieliła się hojnie
Nad nimi żółty wisiał transparent
czarne litery, kreska prosta
mówiący: "Addio Różane Usta
wraz z tobą odchodzi błoga wiosna"

Ale wiadomość tak wyjątkowa
jak strzała z łuku mknie wypuszczona
żadnej gazety jej nie potrzeba
z ust do ust pędzi niczym gazela

I tak też było, że tłum ją witał
kwiatami na następnej stacji
kto dwie godziny sobie rezerwował
kto słał całusa pośród owacji
A nawet proboszcz, który nie gardził
efemerydą doczesnych pasji
pomiędzy: - Zmiłuj się nad nami
i namaszczeniem już ostatnim

Tak z Marią Dziewicą w pierwszym rzędzie
podczas procesji się przechadzają
Usta Różane tuż za monstrancją
l'amore sacro et l'amor profano






Testo e musica:                                             Versione polacca:  Krzysztof Wrona
Fabrizio De André                                                           ottobre 2012